Czego by dziś nie otworzył czytelnik portali, wszędzie dowie się o: przemocy w rodzinie, spadku powołań żeńskich, mrozie, a także o dalszym ciągu wydarzeń "wokółsmoleńskich".
Zmieniamy temat.
We Francji trwa kampania wyborcza, w której dzieją się dziwne rzeczy. Nicolas Sarkozy ma dwóch poważnych kontrkandydatów. Są to François Hollande i Marine Le Pen. Badania pokazują, że nieznacznie prowadzi przedstawiciel socjalistów (ponad 20%), tuż za nim jest Sarkozy, ale niewiele dalej lokuje się Le Pen ze skrajnie prawicowego Frontu Narodowego.
Urzędujący prezydent mniej więcej od początku roku zaczął prowadzić rozsądną kampanię wyborczą, tzn. zerwał z teatralnymi gestami, a zaczął mówić o realnych problemach Francuzów. Według specjalistów za późno.
Wszystko wskazuje na to, że pierwsza tura nie rozstrzygnie wyborów. Co więc może się zdarzyć w drugiej? Jeśli znajdą się w niej Hollande i Sarkozy, to socjalista może być pewny, że żaden z przedstawicieli skrajnej lewicy nie przerzuci swych głosów na obecnego prezydenta. Z kolei Sarkozy na pewno nie dostanie głosów Marine Le Pen. François Hollande ma więc poważną szansę wygrać.
Hollande będzie niebawem gościł w Polsce na organizowanej przez Gazetę Wyborczą debacie. Będzie więc szansa usłyszeć o jego wizji Europy, a wiemy już, że wizja Sarkozego nam się nie podoba. Problem będzie miał Donald Tusk, bo lojalność partyjna Europejskiej Partii Ludowej każe popierać Sarkozego, ale z Hollandem byłoby chyba łatwiej ubijać interesy.
