Każdy ma takie święto, na jakie zasłużył. Dużo zrobiono w ostatnich latach, aby Polacy uczyli się cieszyć z wolności, niepodległości, sukcesów. A my nie. Pomysł, żeby akurat 11 listopada, dniu wiecu na Placu Piłsudskiego, defilad, przemarszów, zorganizować i dać zgodę na "Marsz Niepodległości" był z piekła rodem. Jak każda akcja wywołał reakcję. Nie tylko lewicy, ale wszystkich, którzy pamiętają, do jakich haseł odwoływał się obóz narodowy pod wodzą Dmowskiego. Mamy więc nową tradycję: "ustawka uliczna za zgodą władz stolicy".
W tym roku potencjał do walki był wyjątkowo wielki. Miesiąc po wyborach swoje rany liże prawica, a Młodzież Wszechpolska nie dostała się do Sejmu pod żadnymi sztandarami. Swoje rachunki z władzą mają też kibole, wszak rządu matoła nie udało się obalić, mimo sojuszu z prezesem Kaczyńskim. Jak było – widzieliśmy. Takiej brutalności, palonych samochodów i agresji wobec policji dawno nie było na politycznych demonstracjach.
Chcieliśmy, to mamy. Będę miał prawdziwy problem jak wytłumaczyć w poniedziałek w Strasburgu, kto walczył z kim i o jaką sprawę?
PS Jutro rano (tuż po 9) zapraszam do Radia ZET, do Moniki Olejnik, na "7 Dzień Tygodnia".
